Fizykon.org - strona główna   | O witrynie |O autorze witryny | kontakt z autorem |

Przedostatnie wiadomości, czyli różne komentarze 
czyli "taka sobie" fizykonowa pisanina

Komentarze, felietony - archiwum
Polityka, obyczaje | Etyka, filozofia | Biznes, prawo | Edukacja | Gospodarka | Media | Inne | Nauka, technika, informatyka

 

Kto w szkołach dręczy uczniów?

Jak przeczytałem w informacji portalu Onet jedna z angielskich uczennic skarży swoje miasto przed sądem, że nie potrafiło uchronić jej w szkole przed prześladowaniami rówieśników. Z jednej strony człowiek myśli sobie: teraz to już skarżą o byle co (słyszałem, że ktoś w Ameryce dostał odszkodowanie za to, że nie było napisane na opakowaniu produktu, że toż właśnie opakowanie jest niejadalne...), jednak z drugiej strony, to w jakimś stopniu tę uczennicę popieram. W końcu skoro obowiązek szkolny istnieje, to dlaczego władze nie zapewniają bezpieczeństwa osobom ten obowiązek wypełniającym... I chciałbym nawet, aby tego rodzaju praktyki sądzenia się z władzami uległy rozszerzeniu. Najlepiej również na Polskę.

Jako były nauczyciel szkolny (aktualnie zajmuję się edukacją przez Internet), jestem zdania, że w wielu krajach ideologia nierealnej pedagogiki wiele w branży edukacyjnej napsuła. Ostatecznie fundamentaliści polityczno - edukacyjnej poprawności zmontowali system, w którym najlepiej żyje się łobuzom i cwaniaczkom, a najtrudniej tym normalnym i uczciwym - zarówno jak uczniom, jaki i nauczycielom. Nauczyciel, kontrolowany przez rozmaite gremia oświatowe, ma związane ręce w swoich wysiłkach zapewnienia porządku i poszanowania zasad kultury. Jak coś jest źle, to winien jest właśnie on. Jeśli nie ma udokumentowanych wszystkich trudnych i kontrowersyjnych działań jakie nieraz musi podjąć, to czekają go poważne konsekwencje dyscyplinarne. Jak uczeń poskarży o niedopatrzenia proceduralne (np. nie został poinformowany odpowiednio wcześniej o zamiarze wystawienia oceny niedostatecznej), to nauczyciel jest winien (nie ważne jest to, że sam uczeń w ogóle nie pojawia się ostatnio w szkole...). Nauczyciel jest rozliczany z każdego nieostrożnego słowa, jest pod nieustanną presją ze strony uczniów, rodziców, dyrekcji (na szczęści w sporej części szkół dyrekcja jednak wspiera swoich nauczycieli), a z drugiej strony ponosi pełną odpowiedzialność za porządek na lekcji, w szkole. Nie może zareagować adekwatnie na sytuacje gnębienia jednych uczniów przez drugich, bo przy mocniejszym wystąpieniu okaże się zaraz, że powinien to zrobić bardziej "profesjonalnie" - tak łagodniej, czyli pewnie "siłą i godnością osobistą". Tyle, że takich geniuszy godności osobistej, którzy są w stanie groźną miną opanować ekscesy młodego bandyty nie jest, niestety, wielu. I można się zżymać, że ci nauczyciele tacy dzisiaj kiepscy, że kiedyś to nauczyciel poskramiał niepokornych samych ostrzegawczym chrząknięciem, ale rzeczywistość jest taka jaka jest - tzn. nauczyciele są po prostu normalnymi ludźmi. Niestety, faktu że nauczyciele są zwykłymi ludźmi, nie chcą uwzględnić decydenci tworzący zasady działania branży oświatowej. Wciąż nie dopracowano się żadnych dobrych metod działania z falą i bandytyzmem młodocianych, wciąż kilku nastoletnich obwiesi może terroryzować całą szkołę.

Oczywiście, póki szkoła ma do czynienia z rozsądnymi, kulturalnymi młodymi ludźmi, póki jest szansa dogadać się z ich rodzicami, dopóty wszystko (również w aktualnych warunkach prawno - administracyjnych) w miarę dobrze funkcjonuje. System zaczyna się "sypać" zaczyna się w sytuacjach trudnych - w obliczu młodzieżowych gangów, młodocianych handlarzy narkotyków, czy zdemoralizowanej "złotej" młodzieży "lejącej z góry" na wszelki napomnienia nudnego belfra. 
I co ma wtedy zrobić nauczyciel?
- Rozpłakać się?... Samodzielnie założyć sobie na głowę kosz na śmieci?...

No może trochę przesadzam. W rzeczywistości, czyli w typowych warunkach, rzadko który nauczyciel da się tak skołować swoim podopiecznym, że dojdzie do absolutnie dramatycznych zdarzeń. Może przecież po prostu odmówić prowadzenia lekcji, poinformować dyrektora, rodziców, radę pedagogiczną. Problem zaczyna się wtedy, gdy w szkole pojawi się odpowiednio duża grupa część młodzieży patologicznej - na taką młodzież łagodne praktyki wychowawcze już nie działają. Przenoszeni z klasy do klasy, ze szkoły do szkoły - wciąż sprawiają podobne kłopoty, wciąż krzywdzą rówieśników, nie respektują podstawowych zasad współżycia społecznego. I w takich przypadkach trzeba by działać już zupełnie inaczej - przede wszystkim bardziej skutecznie
Niestety, dominujący nurt ideologów utopijnej pedagogiki najwyraźniej wychodzi z założenia, że się jakoś to "rozejdzie po kościach", że dobrzy uczniowie swoim przykładem naprawią tych zaburzonych emocjonalnie. Tylko że to nie działa. Prawie nigdzie. Bo prędzej ci źli zgnębią i zepsują swoich kulturalnych rówieśników, niż traktowane z pogardą "kujony" spowodują przemianę łobuzów w grzecznych uczniów.

I wygląda na to, że nic się nie da zrobić. Chyba że....
- Chyba że właśnie ileś spraw sądowych względem władz gminnych czy oświatowych o nie zapewnienie bezpieczeństwa  godziwych warunków nauki zmusi w końcu odpowiedzialne osoby do minimum rozsądku. Gdy ktoś wreszcie będzie musiał zapłacić pieniądze, to może pomyśli nad sposobami naprawy sytuacji. Innej szansy nie widzę...

Michał Dyszyński - dodano do serwisu 5 sierpnia 2004

 

 

 

Podobne w tym serwisie:

O utopii szkoły bez stresu